Cały lot przespałam w najlepsze, ale jakoś specjalnie tego nie żałuję. Z jednej strony widok puszystych obłoków trochę mnie kusił, ale znacznie przeważył lęk wysokości, który mam od dziecka. Wzdycham głęboko, wychodząc na zewnątrz. Strugi deszczu spływają po mnie, mocząc moją twarz i ubrania. Jeszcze chwila i cały mój makijaż spłynie, przez co będę wyglądać jak laska z horroru. No tak, czego innego można się spodziewać po jednym z najbardziej deszczowych miejsc na świecie?
Po odebraniu mojego bagażu podbiegam do najbliższej taksówki i wsiadłam, prosząc, by mężczyzna podwiózł mnie do najbliższego hotelu. Zostało mi sporo oszczędności, więc stać mnie na razie na taksówkę i chwilowe wynajęcie hotelu. Potem znajdę jakąś pracę i wynajmę mieszkanie. Będzie dobrze, nie takie rzeczy byłam w stanie wytrzymać w życiu.
Piętnaście minut później błoga cisza i moje fascynujące gapienie się w okno zostają przerwane przez głos mężczyzny.
- Nie jesteś zbyt rozmowna, prawda? - Nic nie odpowiadam, ignorując go. - Tak właśnie myślałem. Wakacje czy odwiedziny u rodziny? - Na chwilę odrywa wzrok od drogi i spogląda na mnie z zaciekawieniem. Dopiero teraz, odwracając się w jego stronę, przekonuję się, że jest nawet całkiem przystojny. Jego blond włosy są postawione na żelu, a oczy są niesamowicie błękitne. Na twarzy ma około dwudniowy zarost, który tylko dodaje mu uroku.
- Ani jedno ani drugie - burczę niegrzecznie i znów odwracam głowę w stronę okna.
- Masz gorszy dzień czy zawsze taka jesteś? - Spodziewam się usłyszeć w jego głosie ironię albo zirytowanie, ale słyszę tylko rozbawienie.
- Nie twój interes. - Przewracam oczami, nie mogąc się powstrzymać. Ten facet może i jest przystojny, ale tak cholernie irytujący.
- Może trochę grzeczniej? Złość piękności szkodzi.
- Ja już nie mam się czego obawiać.
- A zdziwiłabyś się. Dawno nie widziałem tak urodziwej dziewczyny.
- Właśnie dlatego nie powinnam wsiadać do samochodu z obcym mężczyzną.
Najwyraźniej bawią go moje słowa, bo chwilę później słyszę jego śmiech. Jest tak zaraźliwy, że nie mogę się powstrzymać i delikatnie się uśmiecham.
- Nie martw się, nie zgwałcę cię. Umiem powstrzymać swoje zapędy. A tak poza tym to mam na imię Mike.
- A po co mi ta informacja?
- No wiesz, w razie gdybyś chciała zostać moją żoną to lepiej, żebyś to wiedziała.
- Nie zamierzam.
- Ależ tak, tylko jeszcze o tym nie wiesz. - Poruszył znacząco brwiami.
- Daleko jeszcze to tego hotelu. Mam cię już dość.
- Jeszcze tylko godzina. - Zaśmiał się głośno.
- Pytam poważnie.
- A ja poważnie odpowiadam. Ale nie martw się, w ciągu następnych piętnastu minut zdążysz się we mnie zakochać.
- Chyba śnisz. Jesteś zbyt irytujący i za stary jak dla mnie.
- Za to jaki przystojny. Widziałem, jak mnie wcześniej śledziłaś wzrokiem. A tak w ogóle wiek to tylko liczba, skarbie.
- Nie nazywaj mnie tak, to po pierwsze. A po drugie nie obserwowałam cię. Coś sobie musiałeś uroić.
-Nie oszukuj samej siebie. A ty mi się nie przedstawisz? - Zmienia temat.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo tak.
- A jak obiecam, że gdy powiesz swoje imię to się zamknę?
- To całkiem zmienia postać rzeczy. Ale niby skąd mam mieć pewność, że dotrzymasz słowa?
- Przysięgam... na swoją pracę.
- Ashley.
Ku moim zaskoczeniu rzeczywiście do końca jazdy już się nie odezwał. Czuję wielką ulgę, kiedy widzę, że w końcu dotarliśmy na miejsce. Wyskakuję z tego samochodu najszybciej jak to możliwe i idę do bagażnika. Mike z szerokim uśmiechem otwiera go i wyjmuje moją walizkę.
- Może ci z nią pomogę?
- Nie, wcześniej sobie poradziłam to teraz też sobie poradzę.
- Przestań. Choć na chwilę schowaj dumę do kieszeni i pozwól sobie pomóc. Ta walizka jest chyba cięższa od ciebie. - Bez słowa wyrywam walizkę i idę do hotelu. Nie potrzebuję tragarza do walizek, a ten gościu i tak spędził ze mną za dużo czasu jak na jeden dzień. Nieistotne jak bardzo jest przystojny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz